26 lutego 2012

Siec

W piątek miałam dwa treningi indywidualne z Mestre. Brazylia zaczyna żyć dopiero w poniedziałek po Karnawale, więc tylko ja pojawiłam się na Praca.

Treningi inne - dużo elementów ze znacznym wykorzystaniem kręgosłupa. Umarłam.

Wieczorem roda. Po niej Tristeza zaprosił mnie na trening, w sobotę o dziewiątej rano. Dla osoby, która przez miesiąc wstawała nie wcześniej niż dziewiąta czterdzieści pięc, było to duże wyzwanie. Ale poszłam. W ciągu półtorej doby umarłam po raz drugi.

Tristeza jest osobą strasznie kreatywną. Po dwóch godzinach treningu megawysiłkowego mieliśmy stanąć w roda. Dostalismy sznurek.

Ja zaczęłam. Trzymając za końcówkę musiałam do kogoś rzucić i uargumentować swój wybór. W ten sposób stworzyliśmy sieć. I pod tą siecią mieliśmy grać Benguela. Zaznaczam, że na treningu oprócz mnie były tylko dzieciaki, więc sznurek był na wysokości moich bioder. Ale o to chodzi, nie?

Po trzygodzinnym treningu wróciłam do domu, zjadłam i zasnęłam na dwie godziny. Myślałam, że nie wstanę, tak mnie wszystko bolało. Ale pójście na roda de mes do Mestre Cavalo było decyzją bardzo dobrą. Najlepsza roda od sierpnia. I najważniejsze - nagrałam się.

Jutro zaczynam kurs przewodnika. I pomaganie Jeanowi z dzieciakami i jeszcze kilka innych rzeczy.

CZASUBRAK! <3



i znów jest piec godzin roznicy. ciemno sie robi. czas ucieka. 

22 lutego 2012

Lucky Luck

W piątek rozpoczął się Karnawał. Wielki autobus z zespołem grającym na żywo (tzw. Trio Eletrico), przejeżdżał przez miasto robiąc hałas.

Wyszłam na zdjęcia
Jak nie mam co robić, to wyprowadzam Yashice i Canona na spacer.

Laguna, Praca, palmy.






Stanęłam pod autobusem. Po chwili zaproszono mnie na górę. Gdy muzycy z Timbalae zobaczyli zdjęcia, poprosili mnie o fotografowanie podczas koncertu.

Cała rozhahana pobiegłam w podskokach do domu naładować baterie.

Kilka godzin później, z plecakiem wypełnionym aparatami, najpierw robiłam zdjęcia innemu zespołowi z autobusu, a następnie poszłam na scenę.




Myzycy z Sao Paulo, Salvadoru i Araruamy połączeni w grupkę śpiewającą największe brazylijskie hity, trochę na żywo, trochę z playbacku. Po minucie znajomości byłam jak członek zespołu. Przez dwie godziny latałam góra - dół, scena - widownia, starając zachować pozory profesjonalizmu. Wykonałam zadanie, rozdałam wizytówki (rotariańskie - użyte po raz pierwszy).






Najfajniejsi byli bębniarze. Pura alegria!

Wróciłam do domu o piątej. Nawet nie poszłam spać - umyłam się, zjadłam i poszłam na autobus do Rio. Najpierw z pozytywnym wynikiem odbijałam próby pocałunku towarzysza podróży - Luciano (mogę spokojnie napisać książkę "Jak NIE pocałować Brazylijczyka na sto sposobów"), a później się położyłam.

Do samego Rio de Janeiro nie udało mi się zasnąć.




Przed wyjazdem dostałam kartkę od Helle i Niobe, że z dworca mam wziąć taksówkę. Za dużo kombinuję ostatnimi czasy, więc postanowiłam posłuchać. Gdy zobaczyłam kolejkę, włączyłam stoper. Zanim wsiadłam do taksówki, minęły osiemdziesiąt dwie minuty i trzydzieści cztery sekundy. I trzy razy patrzyłam na odjeżdżający autobus.

Dojechałam do mieszkania Normandy (córka Helle). Przez kolejne dwie godziny nie udało mi się zasnąć.

O czternastej do pokoju wtargnęła Juliana (wnuczka Helle) przebrana za clowna i poszłyśmy uczestniczyć w bloco (tłum ludzi prawie idzie za Trio Eletrico). Wachlarz przebrań. Od męskich Królewien Śnieżek, przez ludzi w piżamach i pieluchach, aż do Harrego Pottera.



Iść się nie dało, tańczyć tym bardziej. Ręce raz podniesione do góry zostawały długo w tej pozycji. Do tego problemy z oddychaniem (btw - palacze marihuany maskują się genialnie - wykryłam tylko jednego). Nic mnie specjalnie nie powaliło. Takie imprezy powinno się spędzać ze "swoimi ludźmi". Dlatego do Rio pojechałam tylko dlatego, żeby zaliczyć "Karnawał w Rio".

Wróciłyśmy martwe do domu. I nie poszłam spać. Półtorej doby bez snu. W telewizji akurat lecieli moi ulubieni "Piraci z Karaibów". W dodatku z możliwością włączenia oryginalnej wersji językowej. Masa.

Nazajutrz wróciłam do mojej Araruamy. Włączyłam TV i zaczęłam oglądać przemarsz szkół samby w Rio i Karnawał w Salvador da Bahia.

Rio - piękne, bogate, błyszczące
Salvador - (z tego co słyszałam) bardziej zorganizowany, bardziej radosny, bardziej niebezpieczny i podobno najlepszy

Prezenterzy telewizji SBT zmiażdżyli kosmos. Gdy u nas są relacje z imprez, prowadzący zawsze ma ten kołnierzyk, zawsze się zachowuje. Tu nie. Dziennikarze skaczą, opowiadają historię, a wywiad wygląda jak normalna rozmowa. Bardzo pozytywnie. 

Mimo całej mojej niechęci do Rio, trzeba przyznać, że szkoły samby, to coś niesamowitego. Moja ulubiona
 

Moim zdaniem Brazylia jest biedna, bo wszystko wydaje na Karnawał. Poza tym, w jakim kraju władze dają pięć dni na czystą zabawę?


Jestem Stefanem

Najsłynniejsze "bloco" Araruamy - Bloco das Piranhas, polega na przebranie się za przeciwną płeć.
Ja byłam Stefanem.






Przeszłam za Trio Eletrico całe kółeczko, tańcząc do moich ulubionych piosenek. Jeszcze jeden powód dla którego warto być w Brazylii - czy w radiu, czy z samochodu, czy ze sklepu, wszędzie słyszę hity mojej playlisty.





Dzień naprawdę najlepszy. Z bloco wyszłam spocona i, co najważniejsze, nikt nie próbował mnie złapać za tyłek!

Przerzucałam ostatnio kanały, a tam, na jednym GRUPA MOZARTA!



Taki karnawałowy song.



17 lutego 2012

Capoeira cura, cura, cura

Od poniedzialku meczylam sie z bolem pod lopatka. Mascie, plastry - nic nie pomagalo. Ograniczylam wykonywane elementy na treningach i nie gralam.

Nadeszla wczorajsza roda Profesora Ponteira. Nie nastawialam sie na wejscie do srodka. Zaspiewalam, na berimbau gralam wlasciwie caly czas.

I polecialo `boa viagem´. Wciagnelo mnie do srodka - MUSIALAM zagrac.

Kupilam do Monitora Tristeza. Gra - taka sobie, go, gdy zaczynalam jakis element, przypominalo mi sie, ze moge sie popsuc. Ale udalo mi sie zaznaczyc banda.

Wiecie jak dobrze poczulam sie po tej grze? Lopatka boli mniej. Nic tak nie leczy jak dobra roda de capoeira.

Po roda porozmawialam z Thiago (Tristeza). Jego batizado bedzie polaczone z moim pozegnaniem.

Gdy rozmawialismy, obok zaczela sie proba batucada (dzis juz jest Karnawal). GICAP poszlo w tany. Tukuczykitukuczyki TUM.

tak w temacie




I jeszcze na temat Tlustego Czwartku. Nie zjadlam paczka. Zastapilam go TAPIOCA z bananem, kokosem, czekolada, serem i mlekiem skondensowanym...

Pozdrawiam



zdjecia sprzed salvadoru
z wystawy o indiach




moim zdaniem jeden z najpiekniejszych widokow - favelas noca

15 lutego 2012

103

Nie wiem czy dobrze dni policzylam, ale wylatuje 27 maja. W Polsce (miasto docelowe: Posen) jestem okolo poludnia dnia 28ego.

Czekajcie :))

9 lutego 2012

Inwestycja

Sobota, 4.02.12

Pega - a


Pojechalam z Mestre, Adriana, Gustavo i Tschose na roda de mes do Professor Sinistro do Rio das Ostras.


Spotkalam dawno nie widzianego Mestre Misterio i kilku innych graduados, ktorych imion nie pamietam.

Roda zaczela sie Jogo de Angola (odsylam do slownika). Duzo podstepu, duzo magii.

Pozniej weszly dzieciaki. Przez pierwsze kilka minut zastanawialam sie, o co chodzi. Rytm Regional, a klaskanie pod Sao Bento de Angola. Wyjasnil mi to Mestre Cavalo, cytujac rozmowe z Sinistro.

MC: Sinistro, to klaskanie, to zostalo narzucone przez Mestre grupy?
PS: Nie. Tak myslalem, ze bedzie dobrym urozmaiceniem.
MC: Sinistro, grasz Sao Bento Grande do...?
PS: Bimba
MC: Wiec klaskanie musi byc do...?
PS: Bimba!

Ja po uslyszeniu historii: <facepalm>


Po dzieciakach, dlugo rozbrzmiewal wolny rytm Benguela. Nie weszlam. Nawet w pewnym momencie mialam ochote, ale byl taki tlok, ze mi sie odechcialo.

Professor Sinistro rozpoczal roda feminina. Ukucnelam pod berimbau. Tak, jak pierwsza gra byla spokojna, tak potem posypaly sie iskry. Napisze w ten sposob - zrobila sie kolejka zeby mi "spuscic lomot" (hamuje sie ze slownictwem - wiecie dobrze jakiego slowa bym uzyla). Gry byly krotkie. Energia miedzy dziewczynami bardzo negatywna. Jedna z nich wyleciala do drugiej z piesciami, bo dostala vengativa. Sama ja zatrzymywalam, zeby sie krew nie polala. Ludzie, takie rzeczy rozwiazuje sie w jogo.
Facet by zrobil volta do mundo i wkleil przeciwnikowi jakas queda w grze. Moze nie w tej samej roda, moze innym razem.

Tak jak powiedzial kiedys Torpedo: "Wszyscy to beda pamietac i po dziesieciu latach, gdy poszkodowany sie odegra, wszyscy beda pamietac, za co to bylo".

Dlatego chcialam pograc dluzej, zrobic koleczko i zemscic sie technicznie. Bo bencao w biodra, to ja moge od Peroby, ktory wie co robi, dostac, a nie od czwartego sznurka. Szczegolnie, ze zatrzymalam to martelo.


Niedziela, 5.02.2012
Aport krabie


Zrobilam swoj wlasny berimbau. Moje dziecko. Jest dziewczynka. Nad imieniem jeszcze rozmyslam. Zrobienie berimbau jest prostsze niz sie wydaje. Najgorsze jest ciecie cabaca, wyciaganie drutu z opony i wbijanie gwozdzia w skore. Ale wszystko jest dla ludzi. Jestem z siebie strasznie dumna, a dzwiek dzieciatka jest przepiekny.

Gdy po kursie wrocilam do domu, umylam sie, zjadlam i ubralam w pizamke, zadzwonil Jean, wyciagajac mnie na koncert. Bylo spoko, bez szalu.



Poniedzialek, 6.02.2012
Bate papo.

 Gdy rano (okolo jedenastej) wyszlam z pokoju, Helle powiedziala "Jedz, uzyj plazy". Srednio mialam ochote, ale pomyslalam, ze wlasciwie nie mam lepszej rzeczy do roboty. Katharina nie odbierala, wiec do Cabo Frio pojechalam w towarzystwie aparatu, iPoda i tekstow piosenek. Dojechalam, zanurkowalam w Atlantyku i leglam na sloncu.
Po poltorej godziny rozmyslan filozoficznych, podnioslam sie i skierowalam w strone skal. Jest cos, co mnie w morzu, oceanie, wodzie przyciaga. Uspokaja.

Ze skal niechcacy  wdepnelam w miejscowe favelas. Nie wiem jak ja to robie. Albo mam wbudowany magnes, albo podswiadomosc dziala bardzo silnie.

Schowalam aparat i rozejrzalam sie po placu. Zamkniety z trzech stron, ale ja sie przeciez cofac nie bede.

Zgodnie ze wskazowkami przechodnia przeszlam miedzy podworkami i znalazlam sie na wydmach.


Dygresja: wydmy+skaly+ocean= mama szaleje z zazdrosci :)

Kupilam açai light i poszlam na dworzec. Mialam kwadrans do odjazdu, wiec zdecydowalam sie na zjedzenie salgado. W barze nawiazalam nowe znajomosci. Przedyskutowalam kwestie mojej przyszlosci i pilki noznej (kazdemu, kto jedzie do Brazylli, polecam orientowanie sie, przynajmniej pobiezne, o co chodzi w tym sporcie).

Wrocilam i poszlam na koncert grupy Revelacao z okazji urodzin miasta. Przed rozpoczeciem, w celu zaanimowania publicznosci, puszczono "nossa, nossa" z milion razy.
Kursowalam od jednych znajomych do drugich, spotykajac kolejnych po drodze. Mimo tego, prawie caly czas spedzilam z ekipa z Sylwestra. Tanczylismy, skakalismy, robilismy choreografie.

NAJ-LE-PIEJ!!

Odprowadzilismy mnie do domu. Zanim zasnelam, w stanie nietrzezwosci, napisalam do siebie list (gdybym miala pieniadze na koncie zapewne wyslalabym smsa do Ariela). Zacytuje tylko koncowke:

"Pozdrawiam Cie (Sie) z jutrzejszym (dzisiejszym) kacem! AGUA DE BEBER!"


Do nastepnego.

1 lutego 2012

Kregiel

Niestety bez polskich znakow. 

22.01.2012, Sobota - dzien po powrocie z Salvadoru
Faço falta.  

Od rana poszlam zobaczyc sie z Mestre. Strasznie sie stesknilismy za soba. Ja opowiedzialam mu o Salvadorze, on mi o rodas, w ktorych uczestniczyl. Pozniej pojechalam z nim i Adriana pomoc otykietowac koszulki na event. Dostalam obiad, wreczylam prezent i poszlismy na trening. Ehhh... Jak dobrze jest trenowac.

Bylam na Praça o osiemnastej. Powoli schodzili sie ludzie. To, jak sie ze mna witali, tylko po tygodniu nieobecnosci bylo niesmowite.

O godzinie dziewietnastej zaczely sie osme urodziny Roda na Praça. Nagralam sie i po raz pierwszy udalo mi sie, ale tak naprawde wykorzystac technike przekazana przez Milka w Krosnie. Meia Lua de Frente weszla idealnie. Uslyszalam tylko ''oopppaaa!'' i "iiiiiiiii".

Pozniej grali graduados. Takze z innych grup. Tu okrzyki prawie nie ustawaly. I Mestre Cavalo strasznie szczesliwy.

Wspomnialam juz, ze popsul mi sie komputer? Kupuje nowy. Prosto z USA. Do tego czasu musicie walczyc z brakiem polskich znakow.


28.01.2012 Moqueca


Na samym wstepie pragne zauwazyc, ze czlowiek, ktory wynalazl tasme izolacyjna byl/jest geniuszem i nalezy mu sie Nobel.

W srode otworzylam historie mojego konta bankowego, bo mialam podejrzanie malo pieniedzy. Gdy zauwazylam, ze brakuje czterech stow, posypaly sie przeklenstwa w pieciu jezykach, a pozniej polaly lzy. Dlugo czasy sie upieralam, ze nie placze przez pieniadze (no bo jak to brzmi?). G. prawda. Ryczalam przez nie, konkretnie ich brak, i popsute plany.

Gdy jestes na wymianie i twoje kieszonkowe wynosi dwiescie reali, jest tak drogo, ze mozna to przelozyc na zlotowki, nie ma Biedronki, i wlasciwie, nie wiedziec czemu, nie starcza na zycie, to brak dodatkowej kasy naprawde doskwiera. Silownie musze sobie odpuscic na jakis czas. Ciesze sie, ze za capoeira zaplacilam przed wyjazdem.

Wrocilam do domu, przyjechal Ze Evarista (syn Hellé), zeby mnie zabrac do Buzios. To byla naprawde ostatnia rzecz, na ktra mialam ochote. Chcialam isc na trening, pokopac powietrze, wypocic zlosc i smutek. Zadne tlumaczenia, ani odmowy sie nie udaly. Mialam takie nastroj, ze jakiekolwiek poruszenie tematu mojego konta bankowego, powodowalo zalewanie sie lzami.

Kocham moja tutejsza rodzine, pisze zupelnie serio, ale maja jedna wade - sa bogaci. I czesto zdarza im sie nie rozumiec, ze ktos nie ma kasy, ani jak sie czuje, gdy wszyscy mu wszystko kupuja i traktuja jak Sierotke Marysie.

Porownanie PL - BR:

W Polsce, gdy gdzies jezdze, jestem zwykle z ludzmi, ktorzy wola zjesc taniej niz drozej. Nie potrzebujemy pieciogwiazdkowych restauracji - Kebab u Turka na Dworcu Glownym w Krakowie nam wystarcza. Nawet, gdy jestem sama, zwykle nie wydaje wiecej niz dyche na obiad.

Tu natomiast, gdy bylam w Buzios, zjadlam mieso z sosem, ryzem i frytkami za okolo sto zlotych. Jedno z tanszych dan. Wlasciwie nic specjalnego. Mieso, jak mieso. Dzieki Bogu nie musialam placic.

W kazdym razie czulam sie fatalnie. Tylko koncowka sie udala. Byly urodziny Antonii (wnuczki Hellé) i za wszystkich placili jej rodzice, wiec nie bylam wyalienowana. Wypilam przepyszna pinacolade i zjadlam krewetki i osmiornice.

W sobote, obudzilam sie z misja pojscia pocwiczenia akrobacji na plazy. Padalo.
Kupilam rzeczy potrzebne na 'baby shower' i poszlam na trening. Mestre pojechal na roda do Sao Gonçalo. Pojawienie sie Gustavo oznaczalo pot, bol i zmeczenie. Nie zawiodlam sie.

Roda de mes rowniez poprowadzil Contra - Mestre. Cavalo dojechal na koniec, gdy sie rozpadalo, a my spiewalismy pod drzewem.

"Essa noite eu tive um sonho 
Acordei pra trabalhar 
E o negro cortava cana
Dentro do canavial"

Autorstwo Monitor Tristeza, z tego co mi wiadomo.

Porozmawialismy i dostalam zaproszenie na hot - doga, ktorego mozna skomponowac samemu. Byla rodzinna atmosfera, czulam sie swietnie. Po tej calej zamocie z kasa, wreszcie przestalam o niej myslec. 



30.01.2012 Wtorek
Borboleta

Szczerze powiedziawszy, to o moich imieninach przypomnial mi Kevcio. Ale nie o tym chcialam pisac. 

Dzien zaczela niezapowiedziana wizyta Kathariny z mama. Ja lezalam w lozku, kontemplujac nad zyciem. Szybko sie ogarnelam. Hellé tymczasem trzeba bylo obudzic, co do rzeczy prostych nie nalezy. 

Rozmowa dotyczyla szkoly. Gdy sie skonczyla, poszlam, zgodnie z moim planem, rozwiazac kwestie skradzionych pieniedzy. Po dwudziestu minutach rozmowy, reklamacja zostala przyjeta. Teraz zostalo mi tylko czekac. 

Po obiedzie odwiedzil mnie Ewerton. Nakarmilam go Krowkami i jakimis resztkami z deseru i poszlismy na plaze trenowac akrobacje. On salta, ja jakies cuda na rekach. Po pol godziny udalismy sie na trening do Monitora Tristeza. Fantastyczny. Bardzo przypomina te z ASC. Duzo kreatywnosci. I na koniec roda, z ktorej wyszlam z obitymi zebrami, plecami, i z usmiechem na ryjku. Czekalam na to wyzycie sie od czwartku. Doczekalam sie. Mocny trening+mocna roda prowadzona przez Tristeza = najlepsze lekarstwo, na wszystko.