1 kwietnia 2013

Suco de acai.

Długo nic porządnego nie zaistniało. To z braku czasu i, nie oszukujmy się, chęci.

To może w wielkim skrócie, wybiórczo od stycznia...

Dwa tygodnie po sylwestrze była studniówka. Logiczny Jakub poszedł ze mną i razem przejęliśmy imprezę, tak jak wujek Torpedo uczył. Nie spartaczyliśmy też poloneza. Zrobiliśmy kilka choreografii. Przez kilka dni po pojawieniu  się filmiku ze studniówki, ludzie w szkole mnie wychwalali. Kto jak nie my?





Moim ambitnym planem na ferie było uczenie się do matury. Niestety, dzień po studniówce, dopadła mnie czterdziestostopniowa gorączka, która towarzyszyła mi przez kilka kolejnych dni. 

Pod koniec ferii udał mi się wypad do Wrocławia. Najpierw na trening z Professorem Tamarindo, a później na roda aberta. Pojechaliśmy w małym składzie reprezentującym ASC na czerwono - biało, pograliśmy, pospaliśmy na Dworcu i wróciliśmy do Poznania przed ósmą rano.


W lutym biegałam. Torpeda nas zostawiła na siedem tygodni i musieliśmy opiekować się Akademią.
Poprowadziłam trochę treningów. Dodatkowo we wtorki kończyłam szkołę o 11.40, szłam na Rybaki uczyć się i wszamać jajecznicę, jechałam do szkoły na Golęcinie, prowadziłam trening, wracałam do Akademii i prowadziłam kolejny trening, chwilę odpoczywałam i później jeszcze trenowałam. Wtorek stał się synonimem wycieńczenia.
Mimo wszystko, kurczę... niesamowite doświadczenie, praca zespołowa. Fakt, bywały zgrzyty, ale to jak w każdej grupie. Poza tym zrobiliśmy naprawdę świetny pokaz, z którego możemy być dumni. I Akademia się nie rozpadła. I rodas były bardzo dobre, ludzie zaczęli śpiewać... Ehhh... No ale lepiej mieć Patryka znowu na miejscu.




Mało co i bym zapomniała - zaliczyłyśmy z Żelką ostatnio imprezę w akademiku. Taką prawdziwą - z Cyganem i Kurwiszczem. I Norbim.

I odwiedzają mnie w Poznaniu. I ja je we Wrocławiu. I tak sobie jesteśmy.

Oprócz capoeirista zaczęłam stawać się kawojerzystą. Zrobiłam kurs bris... baristy i namalowałam pierwsze niewyraźne, przelane serduszko na kawie. Poza tym godnie się bawiłam, mimo tego, że Rojes na mnie krzyczała.

Skończyła się Wielkanoc (Wylatkowo, aparaty, dziwne tematy przy stole, dużo dzieci), koniec odpoczynku, zbliża się MAJ. Maj przez duże "M". Będzie godnie. Matura, Troca de Corda, a później przygotowania do Brazylii. Może jakiś krótki wypad na Londyn/Barcelonę.

Co by się zima skończyła.
Cytując Filipa z akademika: Chuj z Wami :)



para matar saudades <3