Słońce, plaża, muzyka - taka mała Brazylia. Po powrocie - tydzień treningowo - urodzinowy - Majka, Kbecao, aż wreszcie w niedzielę - JA.
Na pikniku - skład czysto capoeirowy i mimo tego, że zabrakło kilku megaważnych dla mnie osób - byłam/jestem zachwycona.
Powrót do domu. Umyłam się, wyprostowałam włosy i poszłam na Rybaki. Tam, powoli sącząc napoje alkoholowe, szykowaliśmy się do wyjścia.
Poszliśmy do pustego Cuba, spotkałam się jeszcze z Mieszkiem i Anią, po czym z moim bratem Kevciem udaliśmy się do Pijalni na Gziiiiiiiiiik. A później na kebsa i do domu.
Tam Młody wziął sobie bardzo do serca mój zakaz dawanie mi telefonu do ręki. W innym wypadku Maniek, Ariel i Patryk obudzili by się z dziwnymi, najebawczymi smsami.
Obudziłam się rześka, załatwiłam kilka spraw i poszłam na trening.
Wtorek rano - Powidz. Trzy dni na starym stanowisku bosmana. Dobrze było tam wrócić, wyczilować.
W środę (tzn. jutro) jadę do Kolonii. Stopem.
Stamtąd z Kathariną pociągiem do Amsterdamu.
Ciastkaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Pozdrawiam