23 grudnia 2012

Minha comadre.

Rok 2012?

Pierwsza połowa zupełnie pozytywna, końcówka Brazylii - czyste szaleństwo.
Druga połowa - pomijając kilka tygodni - raczej na minus. Dużo rzeczy się w moim życiu zmieniło, przerażająca ilość ludzi z niego zniknęła. Ale to znak, że trzeba zacząć od nowa. I przede wszystkim - nie poddawać się. Bo nikt nie mówił, że będzie lekko.

Essential. 

Criancada... 
... czyli moje małe piekiełko. Zaczęłam prowadzić zajęcia dla dzieciaków w Brazylii. Niesamowite doświadczenie, nieustanne sprawdzanie granic cierpliwości i emocjonalne uściski. "Criancada" dała mi ogromną ilość energii i uśmiechu. Jeden z najważniejszych powodów mojego planowanego powrotu do Brazylii.



Helle, Niobe, Bebeto. 
czyli... schizofrenia, artyzm i działalność w polityce lokalnej. Większość z osób, które słyszą, że mieszkałam z ludźmi w wieku 75-85 lat, zaczyna mi współczuć. Zupełnie tego nie rozumiem. Nazywam ich moją rodziną. Trudno jest spotkać kogoś, kogo się pokocha, będzie nosić w sercu. Miałam niesamowite szczęście, że trafiłam właśnie na nich. I nie będę kłamać, że było ciężko - było wspaniale. DOM, prawdziwy, niepodzielony DOM, tętniący miłością.



GICAP...
... czyli sztywna, malutka Mare z Polski przyjechała do Brazylii, ćwiczyć capoeirę... I było naprawdę elegancko - czasami po trzy treningi dziennie, często w małych grupach, z różnymi professorami, mestre. Postęp - nie wiem. Na pewno zmiana - myślenia, gry, podejścia do jogo. I nauczyłam się wchodzić do roda.



ASC...
... czyli moja mała Brazylia w Polsce. Gdyby nie Akademia, pewnie stałabym się cieniem człowieka, a cała energia wyparowałaby. Baile funk, obóz w Darłówku, mocna, dobra capoeira i najlepszy trener na Świecie, z którym nawet da się porozmawiać ;)) Poza tym - grupa dziecięca, z której jestem naprawdę dumna.




A vida e uma só! 
... czyli te małe elementy, które dają mi szczęście - zacna kawa w Brismanie, kilkudniowe zakwasy po treningu, dialogi piosenkowe, brak fakultetów, podróż pociągiem, sms z Rawicza, party hard, rasteira, oglądanie lemura, piosenki śpiewane przez Kubusia, dobra piosenka w słuchawkach, suchary Patola, rasistowskie kawały Madeiry, rozpędzanie tramwajów, zmęczenie na twarzach moich dzieciaków, rozmowa, żelki, dawno nie spotykani ludzie, szpinak, bańki mydlane, wywołana klisza, chleb z pomidorkiem na śniadanie, ludzie w domu... i tak w nieskończoność :)


Capoeira...
... przemęczenie, ból, pot i krew, ale przede wszystkim ludzie - Poznań, Wrocław, Biała i Fuma :) Absurdalne weekendy, findmucki i radość.Oprócz tego satysfakcja i łzy, gdy coś nie wychodzi albo ktoś cię nadepnie na nogę,


Długo by wymieniać, naprawdę. Przejrzałam przed chwilą prawie całego bloga. Fajnie było się cofnąć w czasie. Teraz mam na to chwilę.

Sentymentalnie? Czasami nie umiem po prostu wyzbyć się tego tonu.
Życzę sobie Wesołych Świąt.
I nawzajem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz