7/8.09.2013
Sobota minęła na ogarnianiu bloga, wypoczywaniu, zamulaniu, spotkaniu z Sangue Latino i leczeniu odcisków. Powoli.
Niedzielę zaczęłam od śniadania w Akademii. Później zwialiśmy z Marisquinho, Tomem i Beterrabą z eventu grupy Gangara na relaxing i obiading. Nasyceni, kupiliśmy bilety na OLODUM. Cztery godziny koncertu. Przygotowania do karnawału 2014.
Muzycy zmieniali się średnio co czterdzieści minut, także energia nie spadała.
10.09.2013
Poniedziałki już od kilku miesięcy są moimi ulubionymi dniami tygodnia. Tak jak ostatni trening z Martelo mi się nie podobał, tak ten był świetny! Dobra energia, rozciąganie na koniec spowodowało zanik mojego bólu pleców.
Umówiłam się z Sangue na 15.30 na zakupy. O szesnastej zaczynał się trening z Gaviao. Wyszłyśmy 15.50, przeszłyśmy dwie ulice...
- Sangue, ja jednak idę na trening....
Zwyzywała mnie od najgorszych, w swoim cudownym stylu, ale uszanowała decyzję. Decyzja dnia - jeden z treningów życia.
Cabrueira - godzina tańczenia z nawet przystojnym kolesiem. Dobry dzień. Dobry.
11.09.2013
We wtorek udało się nam (mi i Gosi) namówić Cigano na plażę. Pojechaliśmy do Jaquipe, w miejsce, gdzie rzeka wpada do oceanu.
Ja miałam dzień suchara (Patol musiał być gdzieś blisko) i od rana wymyślałam definicje
- Banan - bananowiec bez drzewa....
Z ananasem nie dało rady. Rośnie w ziemi.
Wybaczcie.
Poćwiczyliśmy trochę akrobacji i zjedliśmy najpyszniejszą moquecę na świecie. Spaliłam się na buraczka.
Wróciliśmy na roda. ŻYCIÓWECZKA. Bardzo dobrze mi się grało. Wykorzystywałam techniki z całego tygodnia. Głowa zaczęła pracować. Najwyższy czas.
Treningi do końca tygodnia były poświęcone wychodzeniu z obaleń. Tylko z Gaviao, ja i Bola ubrani w zbroje z pianki kopaliśmy się bez jakichkolwiek ograniczeń.
Roda w piątek na plus. Z Professorem Baco siedem razy robiliśmy Volta do Mundo. Obalenie - wyjście.
Po roda, Mestre zorganizował churrasco z resztek urodzinowych, Wystawiliśmy stoły na ulicę i tak sobie siedzieliśmy i jedliśmy do północy. A piwo zostało...
14.09.2013 4 LATA
Pyknęły mi cztery lata capoeira. Uważam, że jestem na dobrej drodze :) Miałam chwile zwątpienia, długo nie widziałam progresu, szczególnie po powrocie z wymiany. Ale mimo wszystko, z powodu `bo mi się nie chce` opuściłam jeden trening.
Podziękowania - primeiro - Torpedo - za to, że wytrzymuje ze mną cztery lata i jak mam te chwile zwątpienia, to opiernicza mnie i motywuje do dalszej pracy. No i jest najlepszym trenerem jakiego można mieć. Ehhhh... to podlizywanie się ;)
Dwa - Ludziom z którymi trenuję i gram - z ASC i nie tylko - szczególnie tym, którzy są ze mną też poza capoeira.
Trzy - Rodzicom (nie zapominając o Pani Macosze ;)) - bo im trzeba dziękować, a tak naprawdę, gdyby nie ich wsparcie, pewnie do teraz nie zobaczyłabym Brazylii. Wielki props dla Mamy, która mimo tego, że prawie nie ma mnie w domu, zawsze mnie wspiera, chodzi na pokazy, płacze na zmianach sznurków i słucha moich zachwytów i marudzeń. I chyba nigdy nie zaproponowała mi opuszczenia treningu.
Que continue assim.
Dzień spędziłam na plaży z Arielem, Tomkiem i Wojtkiem. Barra, kokosy, talerze jedzenia. Wymiany informacji. Szukanie św. Mikołaja.
Wieczorem wyszłam na siłownię. Padał deszcz. Minęłam siedmioletniego chłopca siłującego się z parasolem. Widział, że na niego spojrzałam, więc powiedział, że to przez wiatr. Przez chwile, gdy zaczął nieść parasolkę nade mną, myślałam, że współpracuje z idącym za nami sprzedawacą. Ale nie (serce mi się roztopiło).
Juliano: Dokąd idziesz?
Martynka: Na Praca da Se.
J: Tylko uważaj, bo o tej godzinie jest pełno złodziei na ulicach. Dobranoc.
M: Dziękuję. Dobranoc.
Kolejny do zaadoptowania.
Ale miał rację. Gdy weszłam na opustoszały Praca da Se, stwierdziłam, że zaraz zostanę zabita, zgwałcona, a w najlepszym wypadku obrabowana. W tył zwrot i nagle:
MAREEEEEEEEEEEE!!!
Sangue wyhaczyła mnie spod namiotu z warkoczykami. Poszłyśmy do Akademii. Chwilę później wszedł Mestre, wnosząc nowe szafki. Jest niesamowicie silny. Po jednej stronie trzech kolesi, po drugiej - on sam. Pomogłam w oczyszczaniu starych szafek, osuszyłam nowe. Zjadłyśmy kolację z Sangue. Nie mogłam wyjść podczas deszczu, więc jeszcze zostałam na nowelę. W tym odcinku jednej z bohaterek pękła torebka z narkotykami, którą przewoziła w żołądku. Umarła.
15.09.2013
W niedzielę do piętnastej czekałam na urodziny Gosi. Z kilkoma znajomymi pojechaliśmy na Ribeira. Usiedliśmy na plaży, zamówiliśmy piwko. Byłoby normalnie, tradycyjnie, wręcz po polsku, gdyby nie to, że wśród nas było dwóch muzyków. Człowiek z gitarą grał, wszyscy śpiewaliśmy, a w przerwach Rodrigo rapował improwizowane kawałki po hiszpańsku. Naprawdę ekstra.
16.09.2013
Pierwszy raz tutaj ZASPAŁAM. Obudziłam się za pięć dziesiąta. Siedem minut później byłam w Akademii. Na szczęście prowadził Cigano. Byłam niemrawa z powodu braku śniadania. Cały dzień. Ból głowy, brzucha, migotanie przed oczami. Po treningu z Gaviao na chwilę mi przeszło, ale no...
Chciałam jechać na Cabrueirę, ale autobus się nie pojawił, więc szybko pobiegłam zmienić ciuchy i jeszcze załapałam się na godzinkę treningu z Professorem Baco. Tesoura, a później sekwencje, z szlifowaniem szczegółów.
17.09.2013
Wtorek - NOGI na siłowni. Bolało. Popołudniu Sangue zrobiła mi trening samby, a wieczorem roda. Wciąż byłam osłabiona. Dali mi pograć na berimbau.
18.09.2013
W środę - siłownia.
Wszystkie części ciała. Potem obiad. Dzięki Bogu nie żałowałam sobie.W dalszym ciągu nie czułam nawet 70% mocy. Do treningu z Gaviao (przed miałam godzinę samby). Najpierw ćwiczyłam z Dragao, a później miałam godzinę treningu indywidualnego. Zabił mnie, ból głowy, brzucha i zmęczenie. Wyszłam z Akademii nieczym młoda bogini. I poszłam na Cabrueirę. Dobre zajęcia.
19.09.2013
Wczwartek od rana znów dwie i pół godziny siłowni. Wszystkie części ciała. O piętnastej samba, godzinę później trening z MESTRE. TO JEST TO. 100% motywacji. Zero pokazywania słabości. Pełen zachwyt. Nogi były opuchnięte od kopania twardych worków. Pot ściekał. Po dwóch i pół godzinach treningu prawie się poryczałam przy stu pięćdziesięciu pompkach. Po czym odpoczęłam pół godziny, zjadłam acai, POSZŁAM NA TRENING. Mestre, jak mnie zobaczył w Akademii, tylko się uśmiechnął.
20.09
Mercado Modelo z białasami z Perda Furada. Sukces w targowaniu się! Zaliczyliśmy sklep z biosuplementami, soczek i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.
W Akademii poprosiłam Gaviao o trening na tesoura. BANG! BANG! Gleba. Później roda energetycznie najlepsza jaką tu zaliczyłam. Sangue mnie pokopała, ale wszystko przyjmowałam z zimną krwią i uśmiechem. Przybiłyśmy piątkę na koniec. A amizade continua...
Po roda udało mi się wreszcie porozmawiać z Mestre, o grupie, capoeira, życiu. Gdy sobie poszedł, w jakże zacnym towarzystwie Professory Tekki z chłopakiem, Sangue i Gosi zjedliśmy moquecę. Oczywiście przemknął obok nas mój kolega z Afryki. A kelner był tak cudownym, wdzięcznym gejem, że prawie się na niego rzuciłam.
21.09
Mieliśmy zrobić apresentacao na jakimś prozdrowaotnym evencie, a skończyło się na tym, że dołączyliśmy do roda grupy Manganga. Około dwudziestu dzieciaków. Wszystkie chciały z nami grać. Poziom ich zachowania, gry, umiejętności i obycia w roda, naprawdę mnie zachwycił. Strasznie lubię rodas dziecięce - dają mi pomysły do pracy z dzieciakami, wyznaczania celów, które chcę z nimi osiągnąć.
Zeszliśmy na Pelo i pojechaliśmy na Barra, znaleźć bikini dla Sangue i na plażę. W wyzywającym się z miłością gronie zjedliśmy acaraje i wróciliśmy do Akademii.
Wieczorem pojechałam z Bolachą i jej mamą na wiosenny festiwal w Rio Vermelho. Grało Cortejo Afro (support Danieli). Krótko, ale wybawiłam się.
W niedzielę znów zaliczyłam koncert OLODUM, tym razem przed wejściem. Jak każdy prawdziwy mieszkaniec Bahia :)
Już wiem jak wracam do domu. W połowie :))
Czas zacząć studiowanie i nowy sezon w ASC!!