Znalazłam chwilę czasu w pociągu żeby coś skleić.
Wczorajszy dzień był straszny. Niespakowana, nieogarnięta, sparaliżowana, trzęsąca się. I przespane trzy godziny. Zawsze do przodu. Przygotowania do wyjazdu dostarczyły mi bardzo duzo stresu. Właściwie do końca nie było wiadomo czy Ambasada wyrobi się z wizą. Wyrobiła się. Pociąg którym miałam jechać miał 100 minut obsuwy (w dalszym ciągu love PKP), pojechałam, a właściwe jadę, expressem.
Pożegnać mnie na dworzec przyszły osoby, które wiedziałam, że przyjdą. Bez łez się nie obyło. Ostatecznie to rok. Dużo i mało. Mam przed sobą wielkie perspektywy, pełno celów do osiągnięcia, plany do realizacji.
Nie będzie łatwo, ale dam radę. Nie mogę zmarnować takiej szansy, po prostu. Nawet jeśli będę musiała wiele poświęcić. Trzeba zawsze brać poprawkę, na to, że nie będzie tak dobrze jak się podziewamy. Nie można się też nastawiać zupełnie odwrotnie. Zachować dystans - poddać się temu, że nie wiemy co nas czeka. Wychodząc z takim założeniem czekają nas niespodzianki i złe, i dobre. Nie wiemy jak będzie, dopóki tego nie przeżyjemy. Kwiecień, maj i czerwiec mnie tego nauczyły.
Chcę otworzyć już ten list.
Dziękuję.
maleńka, trzymam kciuki! coby jak najrzadziej było nie tak jak się tego spodziewałaś :)
OdpowiedzUsuń