No czemu?
Byłam dzisiaj na grillu pożegnalnym Finki, którą widziałam po raz pierwszy w życiu. Tu tak właśnie jest - ktoś podchodzi do Ciebie na ulicy, rozmawiasz z nim 15 minut i jesteś zaproszony na fejsbuka i obiad. I jak tu żyć? :)
Wracając do imprezy - byli wszyscy wymieńcy z okolicy. Amerykanki, Rosjanka, Meksykanka i Niemiec oraz ich gospodarze. Wreszcie wytańczyłam się do brazylijskiej muzyki. Próbowałam nauczyć jedną 'USankę' jak robić ginga, a po chwili już grałam z Brazylijczykiem. Ludzie mi zazdroszczą, że będę tu rok. Ja zaczynam się aklimatyzować. Mam problemy z językiem, ale to było nieuniknione. I tak widzę, że jest lepiej po czterech dniach. Zdarza mi się nawet myśleć po ichniemu.
I zrobiłam kilka zdjęć, którymi jaram się opór :)
Pozytywnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz