22 listopada 2011

E vida, luta. cultura...


e muito mais....
Bacaxa. Fruitella karmelowa. Por que vc pergunta?

Pojechaliśmy na batizado, organizowanego przez Estagiario Parente, do pobliskiej Bacaxa.

Sam event zrobił na mnie ogromnie pozytywne wrażenie. Nowe sznurki otrzymały dzieci, panie po sześćdziesiątce i dorośli. Nie przeciągało się. Pomieszczenie było zamknięte, więc energia nie uciekała. Szkoda, naprawdę szkoda, że GICAP nie ma swojej akademii. Jestem pewna, że wtedy pomieszczenie byłoby zniszczone ilością axe.

Zaczyna mi się dobrze grać. Używam mózgu. Mało tego - zrobiłam esquiva basica i kopnęłam zabójczą armada dwa razy.

Gdy następuje wręczanie sznurków, za rzędem osób obdarowywanych, graduados zaczynają grać benguela. Mestre zaśpiewał "A mare, a mare". Prawie się poryczałam. Są dwie piosenki, które wywołują we mnie takie zachowanie. Drugą jest "Noite de saudade". "Olha beleza do mar" się nie liczy, bo to inny rodzaj płaczu - ze śmiechu.

Po tym jak wszyscy otrzymali swoje sznurki, Parente powiedział, że gratuluje nam "Brasil Africano" i, że w przyszłym roku też bierze udział - już zaczął przygotowania. W tym momencie Ponteira rozpoczął grać na atabaque rytm Samba de Roda, a Jean wypchnął mnie na środek. Wszyscy w śmiech, że rozpoczęła 'gringa'.

Zatańczyliśmy, zjedliśmy po hot - dogu. Gustavo mnie zapytał czy wiem jak dojść na szkolne batizado, które miało się odbyć dnia kolejnego. Tylko na niego spojrzałam i wybuchnęliśmy śmiechem. Odpowiedziałam, że nie i po co w ogóle pyta.

A propos Gustavo - nie ma człowieka, który potrafi tak długo pociągnąć jedną piosenkę, z taką energią jak on.


Dancando.
Piątkowa roda rozniosła moim zdaniem kosmos. Nawet nie energią, tylko radością. Wszyscy skakali, wrzeszczeli, śmiali się. Pograłam sporo. Wywołałam uśmiech na twarzy nigdy-nie-uśmiechającego-się dziecka. Na końcu zagraliśmy w grę 'refren'. Ryczeliśmy ze śmiechu w niektórych momentach.

Katharina przyszła popatrzeć na roda. Przedstawiłam ją moim '22' (22 = doido - sprawdźcie w słowniku - ja to tłumaczę jako tępy sznur), którzy oszaleli na widok bladej blondynki. Jean zaprosił mnie do samby. Później Katharinę. Na tym nie skończyło. Bo przecież istnieje jeszcze forró (podobny do polskiego tańca weselnego w trakcie disco polo), danca de garrafa (schodzi się w dół, jak najniżej butelki <za którą służyła tego dnia cabaca>, ale tak żeby się na nią nie nadziać), funk brasileiro (machanie tyłkiem).

Najfajniejsze było to, że mimo obecności Kathariny moje tępe sznury o mnie nie zapomniały.

Odprowadziłam moją byłą i przyszłą współlokatorkę pod apartamentowiec i mijając bar, w którym ludzie siedzieli z bębnami i pandeiros grając sambę, wróciłam do domu.

Obudziłam się o wpół do szóstej (w sobotę!!). Co oznacza ta godzina? Comunidade carente, a konkretnie Sobradinho. Pokaz z okazji Dia da Conciencia Negra.

Oprócz składu 22s (Jean/Xuxa, Ewerton/Morro Moreno, Peterson/Corujao, Helio, Ja) pojechał Ricardo. W Sao Vincente, gdzie mieliśmy się przesiąść zaczęło padać. Jean zadzwonił, czy mamy przyjeżdżać. Tak. I autobus będzie za trzy kwadranse. Położyliśmy się pod dachem na plecakach i słuchając jednocześnie pagode, wyjącego Xuxę i Linking Parku próbowaliśmy zasnąć.

W autobusie dzieciaki zaczęły śpiewać 'Vou esperar a lua voltar', a my mieliśmy w dalszym ciągu w głowach jedno - spać, spać, spać.

Dojechaliśmy na miejsce. Wypiliśmy kawę. Przebraliśmy się i zrobiliśmy pierwszy pokaz, pod koniec którego zaczęło padać. Schowaliśmy się pod dach razem z muzykami batucada. Ja i Jean zaczęliśmy sambę. Wciągnęliśmy kilka dziewczyn i jednego chłopaka.

Skończył się deszcz, zaczęła głupawka. Dziewczyny ze szkoły zatańczyły funk. Bardzo prosty układ, który zaczęliśmy kopiować z boku. Wypatrzył to wodzirej i zaprosił nas na środek. Mistrz funku brazylijskiego - Jean a.k.a Xuxa a.k.a Cabeludo wymyślił choreografię, a na koniec zrobiliśmy krok do jongo. Aplauz naprawdę niemały.

Batucada wyszła na środek. Ja z Jeanem animowaliśmy tłum. Znowu samba, udało nam się namówić nauczycieli i uczniów na wejście do środka. Wszyscy mieli naprawdę świetną zabawę. Uśmiechy na twarzy, doping i 'pura alegria'.

Na koniec zrobilismy trening - każdy przekazał swoją sekwencję, i roda. Dostałam bukiecik kwiatków, najpierw od uczennicy, a później jej śladem podążyli Ricardo i Helio. Zmęczeni wrócilismy do Sao Vincente, aby spędzić godzinę w oczekiwaniu na autobus. Położyliśmy się na schodach. Przed trzynastą pożegnaliśmy się na trzy godziny i poszlismy jeść. I spać.

O szesnastej wyjechaliśmy na batizado do Morro Grande. Pierwszym celem było wręczenie cordas, a drugim - nagranie materiału na stronę jakiejś organizacji kulturalnej stanu Rio de Janeiro.

Dzieciaki dostały cordas. Podczas jongo, znów prawie się zabiłam o spódnicę, ale wyszło dobrze. Jak znajdę materiały w Internecie, to zamieszczę tutaj.

Szybko wróciłam do Araruamy i pospieszyłam na Praca. Dzięki Najświętszej Panience nie capoeira :) Takie szkolne (!) oscary - najlepszy pisarz, tancerz, sportowiec itp. Ponadto Leticia śpiewała "Help" i swój kawałek. Poklaskałam, pointegrowałam się trochę i poszłam zjeść najlepszego hot doga na Świecie. Jak przyjedziecie do Araruamy, to Wam kupię.

Spać...

Mam nadzieje ze Akcja Sou Bara zakonczy sie sukcesem. Przepraszam za zamotę z ceną paczki. Kto chciał wysłać, ten wysłał/wyśle, nie?

W tym tygodniu posiedzę przed telewizorem (jeśli będę mieć na to czas), bo będą różne programy o kulturze Afro- Brazylijskiej. Uczymy się.

Ai ai doutor, curador da medicina
Doutor e curador, curador dessa menina
- Onde e a dor?
- E aqui doutor!



Dużo capoeira, dużo samby, dużo radości.
Só alegria!

By the way - nie miałam co robić ostatnio w domu. Przypomniałam sobie o istnieniu rybiego oka. Rezultat?


I żeby było wiadomo o kim najczęściej piszę:


Od lewej: Ewerton, Jean, Tristeza (tylko czasem doido), ledwo dostrzegalny XY (sama nie wiem kto to), Peterson i na dole Helio.

Moja żona miała na drugie Pomyłka. Czyli wieczorna filmografia polska.

Niedziela - odpoczywanie, obiad, pokaz.



Poniedziałek. Escondido.

Znów obudziłam się o tej piątej. Poszłam na dworzec. Mestre, Jean, Peterson i Helio. Pojechaliśmy do Sao Vincente, tam standardowo przesiadka. W dalszym ciągu nie pamiętam nazwy szkoły. W każdym razie - mieliśmy w niej zrobić pokaz.

Pani dyrektor na mój widok rozpromieniła się i wycałowała, jak ulubiona ciocia, którą się widzi nie za często. I zebrałam uściski od dzieciaków. Dają pełno energii i motywacji.


Mieliśmy zrobić dwa miniwarsztaty. Pierwszy o jedenastej, drugi o piętnastej. Ja, Corujao i Helio napięliśmy berimbaus, Jean gdzieś zniknął. Zaczęliśmy grać. Najpierw na boisku. Później zgłodnieliśmy, więc poszliśmy do piekarni kupić bułki i mortadele. Wróciliśmy i muzykowaliśmy na placu zabaw, gdzie ja zaśpiewałam piosenki do angola i regional, których tu nie znają. W trakcie sesja zdjęciowa. Fish - eye.



Poranna zmiana dzieciaków zaczęła Aulao de Capoeira o jedenastej. Zostaliśmy przedstawieni jako estagiarios. Każdy przekazał swoją sekwencję ruchów, zrobiliśmy solówki, pograliśmy. Pociągnęliśmy pokaz we czwórkę. Później uczniowie zrobili roda. Koniec - do domu. Nie my.





Zjedliśmy obiad. Jean wziął klucze do "Pawilonu Wiedzy" pomieszczenia, w którym są podręczniki, nieczynne komputery i nic więcej. Posiedzieliśmy tam pół godziny, po czym musieliśmy wyjść, bo akurat ktoś rozpoczął tam lekcje. Na czterdzieści pięc minut schowaliśmy się w cieniu. Corujao oparty o mnie, ja o Helio, a ten o plecak. Poszłam odłożyć aparat, chwilę porozmawiałam z personelem, a gdy wróciłam moje 22s zniknęły. Przeszukałam całą szkołę. Weszłam do "Pawilonu Wiedzy" - nikogo. Posiedziałam w pokoju nauczycielskim, tam znów skierowano mnie do Pawilonu. Zapytałam siedzącej tam nauczycielki, czy widziała Jeana. Pokazała mi podłogę pod biurkami. Na niej - rozłożone, śpiące tępe sznury. Znalazłam mój kawałek podłoża i tak spędziłam półtorej godziny.


Gdy wstaliśmy, dostaliśmy ciasto czekoladowe. Obudziło nas to trochę. Chwilę później zbieraliśmy popołudniowe dzieci na warsztaty.

Jean znów nas przedstawił:
Estagiario Peterson - aplauz
Estagiario Helio - aplauz
Estagiaria Mare - MEGAWIELKIAPLAUZZPISKAMI. Już wiem jak się czują Tristeza i Gustavo, gdy wychodzą zaprezentowani na środek po roda.

Treningi, solówki, roda.
Po roda odebrałam dzieciaki Jeanowi.
Zapytał kto go lubi. Zebrał przytulaki, w ich trakcie zadałam to samo pytanie. Z piskami podleciała do mnie criancada.





I dostałam pierścionek.

Wróciliśmy do domu.


Zjadłam, poszłam na siłownię, wróciłam, zjadłam, poszłam na trening.
Zobaczyłam spadającą gwiazdę, pomyślałam życzenie.

Na treningu o dziwo moc. Nie byłam zmęczona. Poćwiczyłam tesoura. I wróciłam do domu. Dziękuję dobranoc. O naiwna - myślałaś, że będziesz mieć czas na telewizję. Ha, ha.

Chyba do tej pory najbardziej "niemamczasu" dzień. Satysfakcji dużo. Energii dużo. Wszystkieg dużo. Ponadto pizga wiatrem, a ja nie pływam na windsurfingu. Czas to ogarnąć. Ale jak lato nadejdzie na dobre. Bo te ponad dwadzieścia pięc stopni mnie nie zadowala.


Święta idą, śniegu brak. Dziwnie. Jestem ciekawa jak to będzie. Brazylijsko - polsko - niemieckie.

Widziałam rysunek choinki z ozdobami na trawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz