11 lipca 2011

gastro do buzi

Piątek był apogeum brazylijskości. Od trzech dni szykowałyśmy się z Julianą na wyjazd do Buzios, na festiwal gastronomiczny. Tego samego dnia znalazłam info, że w piątki na plaży są rodas grupy GICAP.

Zapis godzinny najlepiej zobrazuje sytuację:

16.00 - nie jedziemy do Buzios (smutek z powodu Buzios, radość na roda)
18.00 - szykuj się - o 19.00 jedziemy do Buzios (smutek z powodu roda, radość na Buzios)
19.15 - nie jedziemy do Buzios (smutek - ani Buzios, ani roda)
19.45 - jedziemy do Buzios (radość)
21.30 - wyjazd do Buzios (zmęczenie)
23.00 - wyjście na festiwal gastronomiczy (głód)

Buzios jest nad-oceanowym, turystycznym miasteczkiem. Szerokie ulice rozmieszczone równolegle blisko siebie stwarzają miły klimat. Gdzieniegdzie między budynkami korytarze do oceanu. Miliony restauracji. Każda wystawiała stoisko z jednym daniem, wybranym na festiwal. Zjadłam papkę z owoców morza, zupę-krem z krewetkami i lody w Macu (taki powrót do normalności).

2.40 - nocowanie u Beatriz w Buzios.

Gdy weszłam do chaty poczułam się jak w domu. Powód?


i mnóstwo baianas na półkach. 


i to maleństwo, które mi strasznie przypomniało Nataszkę <3

Wstałyśmy o 12 i zdecydowałyśmy, że zostajemy. Dzień spędzony na zakupach, których naprawdę nienawidzę. Przed jednym sklepem (bo zrezygnowałam z przekraczania progu) czekałam 37 minut... Ale zrobiłam fajne zdjęcia. To znaczy - mi się podobają :) 




ten pan w białych gaciach capoeirował sobie na plaży :) 




pełno tu ich 





1 komentarz:

  1. Nataszka <3
    i ju zaczynam wierzyc w nieogarniecie Brazylijczykow XD

    OdpowiedzUsuń