11 września 2011

Belo Horizonte

Piątek - po trzech dniach umierania (prawie dosłownie) zostałam oddelegowana na plażę. Coś szybko poszło, a to przecież Brazylia.... De novo....

W piątek obudziłam się przed dziesiątą, cała rozradowana Paloma wbiegła do pokoju, ogłaszając, że jedziemy do Cabo Frio. Katharina wstała, ja przewróciłam się na drugi bok. I tak zmieniałam strony kilka razy, potem zjadłam śniadanie i nadszedł czas na wybranie bikini. Małe Brazylijskie Bikini jest prawie niewidoczne, na zrobienie Dużego Brazylijskiego Bikini wystarcza pół/trzy czwarte materiału ze Standardowego Europejskiego Bikini. Wybrałyśmy większe, weszłam na fejsa. Gdy moja "ukochana" siostra po godzinie ogarniania się zaczęła mnie poganiać byłam gotowa po siedmiu minutach do wyjścia. Dwie godziny później opuściłyśmy dom. W międzyczasie udało mi się przespać.

//Dygresja. Bardzo duże propsy dla mojej mamy za to: "Siedzisz w domowej Dziekance z najtrudniejszym gównem do leczenia". Takie coś dodaje mi mocy i dumy, że wytrzymuję. Koniec dygresji.//

Po jakimś czasie dołączyła do nas Amina z Pedro. Wyprzedziliśmy autobus żeby do niego wsiąść. Włożyłam słuchawki do uszu, włączając playlistę złożoną z dubstepów. Taki miałam humor, trochę bojowy. Dojechaliśmy. Po rocznej przerwie wreszcie zanurkowałam w "naturalnym zbiorniku wodnym".

Po wyjściu z plaży dziewczyny znalazły sobie Norwega (okazało się, że jest ich w Cabo Frio pięćdziesiąt dziewięć sztuk). Rozmowa zajęła bardzo dużo czasu, a biedny Turana, czy jakoś tak, czerwoniutki, zapadał się pod ziemię. Oczywiście spóźniłam się na roda. Dla uspokojenia w uszach tym razem pan Bob Marley (na przemian z dubstepami).

Wysiadłam i pobiegłam (przeklinając) na Praca. Koniec Apresentacao, zaczęła się roda dla dorosłych. Oprócz Mestre nie było nikogo zaawansowanego (graduado), a roda była pełna energii, radości i lekkości. Skończyła się pół godziny wcześniej, ale Mestre był zbyt leniwy żeby iść do domu (jego słowa). Najpierw wszyscy zachwycaliśmy się berimbau z kluczem do strojenia/naciągania struny (zamontowanej na stałe), a później opowiedział kilka historii (to na koniec).

W sobotę obudziłam się o dziewiątej. Wsunęłam dwa ciastka i mleko z miodem dla podratowania gardła, i bziuuuuuuuuum na Roda de Mes do Monitor Tristeza, na targu. Żeby zrozumieć proponuję kiedyś zrobić Apresentacao de Capoeira na Bema, albo innym targowisku. Dookoła wszędzie owoce, mięso, ubrania, krzyczący ludzie, a my na środku zamknięci w swoim świecie. Zupełna izolazja.
Zagrałam trochę z dzieciakami, później gra z Graduado (ślicznie nasza gra zakończyła roda aberta dla publiczności). Dziwi mnie trochę, że tak mało ludzi się zainteresowało.
Zaczęliśmy benguela. W tym momencie daję sobie liścia w twarz, za to, że nie weszłam po raz kolejny. Odkupiłam winy w regional. Dużo gier. Kupiłam do Contra Mestre Canela (który, jak się później dowiedziałam - nie ma ograniczeń). Fakt, wsadziłam martelo, tak samo jak zebrałam jedno (dzięki Bogu na przedramię, bo bez nosa bym wróciła). I wtedy wykupił do mnie Contra Mestre Gustavinho. Zje*ałam, za przeproszeniem. Bardzo się spięłam, zaczęłam za dużo myśleć, chciałam zrobić wszystko na raz, i nic nie wyszło tak dobrze, jak wyjść miało. Ale Gustavo powiedział, że nie było źle, tylko muszę wyluzować.

Swoją drogą, podejrzewam, że Monitor Tristeza i capoeira, to jakaś piękna, filmowa historia. Pytać, poznawać, ciekawym być.

Po roda włóczyłam się przez czterdzieści minut po targowisku, wróciłam do domu, zjadłam dwa ciastka i poszłam na trening.

Rozgrzewka, technika, roda, opowiadanie. Ale przedtem.

Wiecie co strasznie lubię u Mestre Cavalo i Contra Mestre Gustavinho? Mówią mi co robię źle.
Przed treningiem Cavalo powiedział mi, że spowalniam grę, a przecież znam armada, compasso, martelo. Roda po treningu? Mistrz. Kciuk Mestre.
W tym momencie wiem, że nawet jeśli nie poznam nowych technik, to będę trzaskać armadas, bandas de costas i szeroką ginga, tak, że nikt nie będzie wiedział co się dzieje. Koniec. Kropka. Czas na historie, pytania, metafory, ciekawostki, zadania.

Niektóre wydają mi się banalne, ale może tylko mi.

- Pierwsi capoeiristas nie ustawiali się w kole. Grali wszyscy naraz, porozrzucani w danym miejscu. Gdy przyjeżdżał nieproszony gość, osłaniano "najlepszą" parę. A że koło jest naturalne, odruchowe (kto się będzie w kwadrat układać?), powstała roda.

- Wiadomo, że istnieją różne style capoeira. Zwykle wiedza ogranicza się jednak do Angola, Regional, Contemporanea, w szaleństwie Miudinho. A słyszeliście o capo-jitsu, capo-boksie albo capoterapii? Odsyłam do wujka YouTube.

- Ile grup, tyle ustawień bateria. Zdarzają się takie z dodatkowymi instrumentami (np. gitara) albo takie, w których każdy instrument jest w innym miejscu.

- Berimbau na którym gramy, to berimbau de barriga. Istnieje też berimbau de boca - wyższa szkoła magii. Znów wujek zaprasza.

Polecam też, nie - każę wszystkim capoeiristas, którzy to czytają obejrzeć film na YouTube (co my byśmy bez tego zrobili)

Vadiaçao Senzala 2011 - Formatura 

W tym roku zmarł Mestre Peixinho. Każdy Mestre na evencie Grupo Senzala miał czarną koszulkę z jego zdjęciem. Mestre Toni Vargas zaśpiewał piosenkę (ladainha?) o zmarłym Mestre. Przepiękny 'tribute'.


Na koniec cytat od Mestre Cavalo: "Patrz na capoeira jak na horyzont"

Dla mnie horyzont się nie kończy.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
spojrzałam na rozmiar tego wpisu - O.o

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz