Dokładnie dwa lata temu stałam na Cegielskiego i pomagałam Patrykowi wnieść pandeiros na salę. Tak się zaczęło... Od tego momentu zdarzyło się wiele szalonych i mniej szalonych rzeczy. Nie będę ich znowu przytaczać - poczytajcie bloga :)
Capoeira wciągnęła mnie tak, że pojechałam do Brazylii (nie oszukujmy się, to był główny motyw). I może nie wrócę jakaś "wykokszona", ale na pewno nagrana i pełna doświadczenia wyniesionego z gier, bo gram tu bardzo dużo. Mam plan najazdu na pewne miejscowości zaraz po powrocie, już się szykujcie :)
Włącza mi się sentymentalny ton, więc szybko:
Dzięki ludziom, którzy są ze mną i mnie wspierają.
Dzięki ludziom, z którymi spędziłam kilometry w pociągach, godziny w rozmowach i minuty w rodas.
Dzięki ludziom, od których tyle się uczę.
Dzięki ludziom, którzy mnie krytykują, chcą powstrzymać, bo przez to ciągnie mnie jeszcze bardziej i nie przestaję.
To nie zwykła zajawka - to część mojego życia, część mnie. Bardzo duża i ważna. I jeśli nie całość, to na pewno jakiś jej fragment zostanie na zawsze (widzę siebie jako siwą babcię, siedzącą w bujanym fotelu z pandeiro, śpiewającą "Meu Jequitiba")
fot. Ariel Hajbos
Capoeira me venceu, Camara!
Grać, śpiewać, nie przestawać!
Wielkie capolove!
Ąąąąą. <3
OdpowiedzUsuń