Zanim przeczytacie tę notkę, znajomi z YEP, odpowiedzcie sobie na pytanie: gdybyście nie dostali Brazylii na wymianę, tylko Meksyk, lub jakiekolwiek inne państwo, to byście pojechali? Ja nie (chyba, że byłyby to Indie, albo Jamajka).
Gdy pytałam wymieńców z innych krajów czemu tu przyjechali zdecydowana większość (myślę, że spokojnie dziewięćdziesiąt procent) odpowiedziała: Poznaliśmy ludzi z Brazylii, byli fajni. To co wiedzieli o Brazylii przylatując tu, to karnawał, Amazonka, Rio, Samba, jedna wielka festa. Wielu nie słyszało o capoeira (trudno, ale można zrozumieć), albo o cachaca, czy caipirinha(!).
everyone loves exchange students ! - dzisiaj zobaczyłam podpis pod jakimś zdjęciem.
A ja nie jestem 'everyone'
Przyjechałam tutaj przede wszystkim dla capoeira, języka, kultury. Wymiana nie jest dla mnie imprezą. Postawiłam sobie cele w capo, w życiu. I zamierzam je realizować. Walczę z samą sobą. Nie jest łatwo, ale daję radę. Każdego dnia pokonuję jakieś granice.
Nie podoba mi się wymienianie pinami, o wizytówkach już nie wspominając. A propos: jedna dziewczyna tu na wymianie, przed spotkaniem poprosila o wzięcie 'bussines cards", na których jest wszystko - imię, nazwisko, adres, skype, telefon itp. Po spotkaniu jej kolejna prośba: napiszcie imię, nazwisko, adres, skype, telefon w komentarzu. Żal mi dupe ścisnął. Fuck The System - jedyna chyba nie napisałam (wizytówek ani pinów też nie wzięłam - dzieci z Soubara bardziej się z nich ucieszą). Mój garnitur rotariański ma trzy piny (w tym dwa moje z Polski).
Zainteresowałam się bardzo wycieczką do Amazonii. Hamaki, pięć dni na barce. Tylko zobaczyłam ilu Polaków się na nią wybiera. Przeraziło mnie to, strasznie. Nie przyjechalam tutaj, żeby spotykać się z ludźmi spoza z Brazylii, tym bardziej z rodakami (między którymi panuje wielka miłość, bo widzieli się aż dwa dni), a wiele osób mnie na to namawia, naciska. Nie wiem skąd się bierze ten mój strach, niechęć. Chciałabym go nie mieć.
Także wybaczcie za generalizowanie, bycie hipsterem, outsiderem, jakkolwiek to nazwiecie, czy bycie sobą. Wygląda to tak, jakbym miała muchy w nosie. Może mam? Może, to nie muchy, tylko komary znad Amazonki?
Czuję się niesamowicie dobrze. Nie wiem kiedy i do kogo się przeprowadzam, a powinnam to robić dzisiaj. Wiem, że będę mieć ograniczony Internet (jak bardzo, to zależy od rodziny). Bardzo się z tego powodu cieszę. I Yashica jest w drodze. Kupuję film i naku*wiam zdjęcia.
Nie znienawidźcie mnie : ) Ja naprawdę lubię ludzi. Tylko często przebywanie z niektórymi zbyt długo (a czas, jak wiadomo czas pojęciem względnym) mnie męczy.
Na osłodę życia i stosunków międzyludzkich kilka zdjęć raczej niezwiązanych z tematem :)
pamiętacie koleżankę od "Baby Shower"? Jej dzidziuś :)
widok z okna Kathariny <zazdrość>, pomiar światła ;D
basen na dachu, też u Kathariny :)
Wielkie love.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz